Nie moja wolność [SUPLEMENT II]
.png)
WOLNOŚĆ
Połową myśli i szczyptą słów
opisać całe połacie bodźców.
W bezkresie zatonąć niby łatwo,
ale suszę się bezlitośnie.
Pękająca skóra – wylewa się wnętrze,
ścieka po mnie i znika zupełnie.
Niby lekko do przodu,
Ciężko jednak pełźnie
cały ten ogrom, który został.
Gdzie jestem teraz, kiedy tęsknię?
Pozwoliłeś mi uciec, lecz to za wiele.
ja nie chcę chcieć inaczej,
nie chcę inaczej woleć,
a wybieram statki
i to jeszcze za wysoką cenę.
To za dużo miłości,
dużo łatwiej by było,
gdybym moją wolność mógł
spakować do pudełka
i wysłać w siną dal.
Oddaję ci ją,
bo znowu na statku odpłynę,
jak daleko morze sięga.
/“Nie-wystarczający” Kamil Sejud/
Tak naprawdę, to bardzo ciężko jest mi wracać do tych tekstów i stawiać czoła ich znaczeniu. Może dlatego nie wylałem tutaj jeszcze wszystkich tych myśli, które domagają się wylania. Dzisiejszy tekst dedykuję wszystkim wykorzystanym przez większych od siebie. Chcę w nim porozmawiać z Wami trochę o wolności i o tym, jak łatwo można zmienić jej znaczenie. Już prawie dwa lata dorastam do tego tekstu, by nie tylko go napisać, ale także zabrać ze sobą w dalszą podróż.
.png)
Zaczynamy tutaj od pierwszej istotnej rzeczy - wielkości tematu. Tak naprawdę nie jestem w stanie wyrazić słowami tego, co leży w istocie tego tekstu, bo się nie da. Do tego użyłem narzędzia jakim jest poezja, by jak najlepiej przekazać Wam myśl o wolności. Nie da się kilku lat streścić w zdaniach, szczególnie tak rewolucyjnych. Młody człowiek jest jak gąbka, każdy taki jest na dobrą sprawę. W każdym temacie, dla jakiego jesteśmy młodzi, jesteśmy gąbką, która wierzy, że definicje są prawdziwe. Ale coś jest w tej naszej gąbkowatości takiego, że nie zawsze wierzymy tej wodzie, która jest w nas wlewana. Jest coś takiego w tej gąbce, że gdy chłonie to włącza się jej czerwona lampka i zaczyna migotać coraz szybciej i szybciej. Całe szczęście. Jakaś intuicja, jakieś przeczucie. Jest w nas jakiś mechanizm obronny, który jednak nigdy nie śpi i ciągle walczy o prawdę. Ta już dla każdego może być zupełnie inna, ale co jest najważniejsze, to by na koniec dnia móc spojrzeć sobie w oczy z wiarą, że jest się w odpowiednim miejscu na świecie. Czasem same przekonania nie wystarczają, najczęściej, bo jest jeszcze ten czynnik społeczny. Zawsze jest otoczenie, jest nisza, w którą trzeba wejść i się do niej dostosować, akceptując ją potem i przyjmując jako swoją.
.png)
Odkryłem ostatnio dwie rzeczy w związku z tym tematem. Po pierwsze, to przyjmowanie nie swojej niszy jest niemożliwym procesem, który zabija i to jeszcze bardzo perfidnie. Po drugie, to nawet gdy przyjmowana nisza nie jest tą moją, to zostawia rysy na postrzeganiu, bo rozpoczynając proces jej asymilacji przesuwają się coraz to bardziej granice i ciężko tak z dnia na dzień postawić je potem w odpowiednim miejscu. I to jest właśnie najgorsze. Wchodząc w moim życiu w odkrywanie wolności trafiłem w niewłaściwe ręce. To fatalna spójność czasu, przynajmniej taka była dla mnie. Łatwo przyjąłem taką definicję wolności, w której nie było mnie. Wierzyłem mocno, że moja wolność jest tylko moją zabawką i co ja sobie z nią zrobię to moja sprawa, ale ma być niewidoczna zewnętrznie. Wierzyłem, że moja wolność jest w cieniu innej wolności, będąc niejako zarówno dziećmi jak i rybami w powiedzeniu “dzieci i ryby głosu nie mają”. To było największym kłamstwem w jakie mogłem uwierzyć. To wzmogło moją naiwność i ufność w czystość zależności. Byłem pewien, że kluczowe decyzje o moim życiu nie mają być podejmowane przeze mnie, a tylko przeze mnie akceptowane. Na moje nieszczęście wniosłem naiwność w struktury, które żywiły się fałszywą władzą, naruszając przy tym wolność innych, niższych sobie statusem ludzi.
.png)
Jaka była ta moja nisza? Od zawsze taka sama - pełna wiary w dobre intencje wszystkich ludzi bez wyjątku; po brzegi ociekająca zaufaniem i ideałami, które nie były podważalne; oparta na prawdzie i bezpośredniości; wyścielona pragnieniem miłości rozlewającej się po świecie. Jaka ona była? Sprzeczna. Stała przeciwko wartościom, które pod przykryciem ideałów, były doszczętnie zepsute i trącące zgnilizną. Stąd pojawiła się postawa “oddawania wolności” - swoje wiedzieć i sobą być, ale tylko wewnętrznie, z kamienną twarzą do otoczenia, bo przecież wszystko jest dobrze, bo dobrze być musi. Najgłupsze co zrobiłem i czego jarzmo dźwigam. Odbiło się to nie inaczej jak w nadużyciu, o którym, gdy zdobędę więcej odwagi, powiem szerzej. Uwierzyłem na pewnym etapie, że nie można być sobą, że nie można być człowiekiem, który myśli, czuje i reaguje, a w pewnym sensie maszyną, która ma działać tak, a nie inaczej, która nie ma współczuć, a liczyć. To wzbudziło we mnie obrzydzenie do wolności, bo chociaż niby ją miałem, to nie mogłem jej mieć. Bo chociaż miałem swoją, to miałem brać wciąż czyjąś jako własną i nie podważać jej w żaden sposób. Bo kłamstwa, które widać z daleka musiały być prawdą.
.png)
Do wszystkich żeglarzy - nie bójcie się odpływać! Mam teraz jedno marzenie - by nikt nie oddał już w ciemno swojej wolności. Wiadomo, na szeroką skalę sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo polityka rządzi światem. Mi jednak chodzi o prywatny świat każdego człowieka, o jego wewnętrzną utopię. Mam marzenie, by każdy czuł się wolny, niezależnie od tego co się dzieje na świecie, by w środku był sobą. Wolność nie jest statusem zewnętrznym, a głosem serca. Mam marzenie, by nawet w niewoli odczuwać prawdziwego siebie i żyć. Cokolwiek się dzieje wokół, chcę byśmy mogli być sobą dla siebie i oddawać sobie co swoje. Mimo wszystko. Najlepszym co mogłem zrobić, było wyjście z tamtych schematów i zajęcie się sobą i chociaż ciężko jest pozamykać pewne rozdziały, to czuję, że jestem już blisko, bardzo blisko, lecz zapewne wyciągnięte lekcje będą się odbijać we mnie echem już zawsze.
Jeżeli zmagasz się z kryzysem, to zawsze możesz zacząć tutaj: https://centrumwsparcia.pl/